niedziela, 6 kwietnia 2014

do zobaczenia


po 5 tygodniach w Portugalii czas wziąć swoje rzeczy
i wziąć siebie całą, spakować do samolotu i wrócić

niesamowity czas, który będę wspominać w sposób którego jeszcze nie znam
ostatnie prawie-2-tygodnie spędziłam w domku 3 metry od plaży i 100 metrów od oceanu
co tu dużo mówić, kiedy nie sposób za wiele powiedzieć

oczywiście ludzie, ludzie i ludzie
miałam tą przyjemność by dzielić ostatni czas z ludźmi z Jordanii
dzięki czemu zyskałam Jordanię w Portugalii
i  zwyczaje o których istnieniu nie miałam pojęcia

miałam tą przyjemność by poznać innych ludzi, inne jedzenie i jeszcze inne zwyczaje
a ostatecznie miałam te przyjemność by poznać trochę bardziej samą siebie

ale tak naprawdę wszystko kręci się wokół jednej rzeczy
wspólnie zadecydowaliśmy, że....
 'if you believe....'







obrigada

niedziela, 30 marca 2014

lemon tree

/I wonder how, I wonder why
yesterday you told me 'bout the blue, blue sky
and all that I can see is just a yellow lemon tree



z jednej strony czas w ogóle nie mija
z drugiej patrzę w kalendarz i nie wiem o co chodzi


Alantejo i miejsce które nie istnieje na mapie google - mój 3 tygodniowy dom
czas, który przyniósł wiele dobrego
teraz już wiem, że cytryny naprawdę rosną na drzewach
rozumiem, że oliwę z oliwek można dodać do wszystkiego (DO WSZYSTKIEGO)
jak kogoś poznaję wiem, że trzeba będzie się całować
jeśli -cytując- ‘nie dajesz od siebie gówna, to gówna nie dostaniesz’
wiem, że w Portugalii obiad je się na kolację
i składa się on przeważnie z pierwszego dania, drugiego i deseru
myliłam się co do tego że biało-niebieskie ściany są typowe dla Grecji
nie wiedziałam, że najlepiej jest być tutaj wiosną czyli teraz
niż latem czyli później, bo jest za ciepło i wcale nie tak zielono
przez cały ten czas nie zjadłam ani jednej zupy z makaronem
i żadnej takiej nie widziałam
nadrobiłam natomiast dorszem w piekielnych kombinacjach
i winkiem do każdej możliwej okazji
czyli co tu dużo mówić
jadłam i piłam, spałam i oddychałam świeższym niż zazwyczaj powietrzem
nauczyłam się rzeczy, których nie będę mogła wpisać do CV
bo nijak się mają z doświadczeniem zawodowym
ale zyskałam inną, pożyteczniejszą wiedzę i teraz jestem nieco mądrzejsza





wydaje mi się że w życiu spotykasz 3 grupy ludzi
pierwszą z nich są ci którzy najzwyczajniej na świecie cię wkurwiają
bo bądźmy szczerzy - nie sposób nazwać tego inaczej
drugą są osoby, które istnieją ale nie robią na tobie żadnego wrażenie
po prostu są
trzecią są ci, którzy trafiają bezpośrednio do ciebie
i bez znaczenia czy znasz ich od 5 minut czy od 5 lat
bo i tak pozostawiają po sobie ślad



analizując ten czas jestem pewna, że to co mi przyniósł jest bezcenne
więc nieśmiało dziękuję, że mogłam się znaleźć w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie
zarówno wtedy kiedy wychodziłam przez okno, podpijałam wino a zamiast pracować gadałam z goścmi
rozmowy, rozmówki, rozmóweczki i pozytywna energia od człowieka dla człowieka
to lubimy







spontaniczne 16 stopni








‘racjonalne żywienie, 5 posiłków dziennie’







wpisik pamiątkowy od Belgów, czyli... Alfredo Potatosack





moje pierwsze zdjęcie z Hanibalem


bo nadal uważam, że Rony wygląda jak Anthony Hopkins








sobota, 22 marca 2014

jedz, módl się i kochaj - Lisboa

czyli tytuł pewnej dobrej książki
który idealnie pasuje do Portugalii


JEDZ


bo czemu nie skoro kuchnia tutaj jest naprawdę dobra
dostęp do oceanu to nic innego jak dostęp do ryb, ośmiornic, krewetek
a stąd już niedaleko, do tego żeby dorsz stał się potrawą narodową
po portugalsku – bacalhau
przyrządzany w różnych konfiguracjach
a podobno i na 365 sposobów
ja jadłam w ryżach, ziemniakach, duszony, cały, niecały 
a to pewnie nadal tylko 3%

jeden ze sposobów to dorsz w placku ziemniaczanym:



sałatka z ośmiornic, trochę warzyw i vinegret
czyli ocean i ogród na talerzu




i kolejny symbol tego kraju – sardynki



nie zjadłabym ani kawałka, gdyby nie mała pomoc przy obieraniu – niezliczona liczba ości, obiecuję

no i bufecik, czyli to co lubię najbardziej





a jeśli nie ryby to
Pastéis de Belém, Pastéis de nata
/sama nazwa sprawiła, że musiałam zjeść


więc oczywiście zjadłam
bardzo dobre coś, z budyniem w środku 
i chociaż nie preferuję budyniu i mam traumę od pierwszych chwil w przedszkolu 
to jest to zdecydowanie typowe ‘must eat’ w Lizbonie


nie ukrywam, że białe namioty zawsze kuszą
czy to przy plaży w Kołobrzegu czy na starym mieście w Portugalii-
fajnie miejsce do próbowania wszystkiego co lokalne:


Pedros powiedział mi, że to całkiem kiepsko że nie lubię mięsa bo tu większość potraw składa się właśnie z mięsa – no trudno

ale z drugiej strony, nie brakowało serów 
a że można było smakować do woli to oczywiście nie zlekceważyłam takiej okazji :)
i już wiem, że jestem jedynie amatorem najzwyklejszego żółtego sera bo te portugalskie okazały się dla mnie za prawdziwe
po ostatnim, ‘najmocniejszym’ prawie zemdlałam


swoją drogą może dlatego, że popiłam ser gorącą sangrią





bo przecież Portugalia to nic innego jak ojczyzna win
Porto, Madera, grzane, zimne – słabe, mocne
jestem na tak, ale nawet nie ma mowy, żeby spróbować wszystkich




i poza tym Ginginha  
zależy od nastroju, pogody i od ciebie czy z wiśniami w środku czy nie,
najlepiej tak i tak
z tą różnicą, że zwykłe jedzenie wiśni robi cię pijanym, a co dopiero sam trunek
nalewka, około 20%, n.a.p.r.a.w.d.ę pyszna




i stoi sobie na ulicy takie małe miejsce, gdzie można przyjść, łyknąć seteczkę i pójść dalej, 
a można też przyjść, wziąć seteczkę i iść dalej ale z kieliszeczkiem bo w Portugalii nie ma zakazu spożywania alkoholu w miejsach publicznych

a na koniec mój faworyt – castanhas


czyli pan z piecykiem na ulicy sprzedający pieczone cudo:






kasztany :)


przyznam, że zaniechałam robienia zdjęć wszystkiemu co jem
ale z całą pewnością każdy z posiłków zachowałam głęboko w pamięci
bo jedzenie jest moim małym hobby
a tutaj realizuje się w 100% :)


MÓDL SIĘ

katolicym jest dominującą religią w Portugalii
dlatego nie dziwią liczne kościoły pochowane w krętych uliczkach Lizbony
nie dziwią również figurki przy drzwiach do domu





oczywiście nie można powiedzieć, że 100% populacji to katolicy
bo akurat z portugalczyków, których poznałam
ani jeden nim nie był :)





najbardziej charakterystyczny jest oczywiście Christo Rei
i chociaż pomnik nie jest tak duży jak w Brazylii - robi wrażenie
powstał po II wojnie światowej i miał być symbolem podziękowania za pokój
teraz stoi nieopodal rzeki Tag i czuwa nad Lizboną



KOCHAJ

nie skłamię jeśli powiem, że portugalczycy to bardzo kochany naród
już same przywitanie nastawione jest na większą bliskość niż np. w Polsce
poznając nową osobę należy się liczyć z tym, że zamiast wyciągniętej ręki
poczujecie 2 całusy na policzkach
co jest to naturalne i nikogo nie dziwi
podobnie zresztą jest u ich sąsiadów
a na tej podstawie mogę tylko potwierdzić, że opinia o namiętnych portugalczykach czy hiszpanach
nie wzięła się z niczego :)

nie będzie odkryciem ameryki przyznanie, że panowie bardzo lubią blondynki o niebieskich oczach
ale nikogo to nie powinno dziwić skoro wokół nich spotkać można jedynie ciemnowłose piękności
od niepamietnych czasów ludzie zwracają większą uwagę na to do czego nie przywykli
więc...  i tym razem nie będzie inaczej :)

o paniach usłyszałam jedynie, że są bardzo pewne siebie, dumne i 
niezupełnie mogę ocenić ile w tym prawdy
bo jedna dziewczyna z którą rozmawiałam była przemiła i przepomocna
a druga była farbowaną wredną blondynką :) 


jednak ludzie ludźmi
ale to muzyka jest tutaj wulkanem emocji
muzyka czyli Fado
Fado czyli los, przeznaczenie
a mówiąc prościej najpopularniejszy gatunek muzyczny w Portugalii


ludzie ze zdjęcia  znajdowali się jakieś 50 cm od mojego stolika
a największym zaskoczeniem dla mnie było to, że każda z osób pracujących w restauracji przychodziła kolejno i śpiewała
szef, kelner, kelnerka, kucharka
raz po razie, z niesamowitym głosem i charyzmą


czemu Fado jest w kategorii kochaj?
bo Fado to głównie wzniosłe pieśni o miłości, przeważnie o tej smutnej, niespełnionej 


dla mnie, osoby absolutnie zakochanej w dźwiękach gitary
siedzenie w małym parku z panoramą na Lizbone było czymś o czym się będzie pamiętało
ale nie sposób o tym mówić
bo są rzeczy nie do opisania :) 


ja Natalia i on Pedros, czyli człowiek z wafelkiem w buzi
to zdjęcie przypomina mi o bardzo dobrych lodach
schowany pomiędzy tysiącem małych sklepików
w lodziarni gdzie ustawia się niewyobrażalna kolejka
.... bo warto :)